Fale życia

28 sierpnia 2024

​​​​​​​ Wróć do strony głównej

Z dzieciństwa pamiętam dwa skrajne dość stany. „Czy się stoi, czy się leży, tysiąc złotych się należy” – znasz to powiedzenie? Obrazek z PRLu, gdy rząd zapewniał pracę dla wszystkich – bo nie liczyły się prawa wolnego rynku, tylko decyzje ludzi u władzy. Jednym z efektów – poza pustymi półkami w sklepach – był totalny luz w miejscu pracy. Moja mama wracała z biura do domu uśmiechnięta, najczęściej przed 16.00 (pracowała od 7.00), i miała sporo czasu oraz sił na prywatne życie, a pieniędzy nie brakowało.

Potem świat fiknął koziołka i stanął na głowie. Nadeszły lata demokracji, uwalniania rynku i głębokiego kryzysu gospodarczego. Mama zaczęła przynosić pracę do domu i siedzieć nad papierami do późnych godzin nocnych – ja zasypiałam, a ona nadal szeleściła i klikała, by zrobić to, co musiało być zrobione; tata siedział z nią i jej pomagał. To przeważająca część mojego życia z rodzicami – kłopoty finansowe, i ciężka praca. Stres, przemęczenie, strach, by nie stracić posady, gigantyczne bezrobocie. To wtedy prawdopodobnie moja podświadomość wdrukowała sobie dwa przekonania: 1. By żyć, trzeba ciężko pracować; 2. Praca jest najważniejsza, zrób wszystko, by ją utrzymać.

Do dziś uczę się odpoczywać bez niepokoju, że tracę czas – i czuję głupią fałszywą dumę, gdy pracuję kilkanaście godzin dziennie („to był dobry dzień, ale się natyrałam”!). Te dwa przekonania bardzo drogo mnie kosztowały i jeszcze płacę odsetki od nich. Dołożyły swoje lata w korpo, wśród ludków odpowiadających na maile o 23.00 i w weekendy, wśród pasjonatów robiących karierę za cenę prywatnego życia – póki młodzi, możemy sobie fundować takie szaleństwo, lecz z czasem organizm daje znać, że ma dość – i weź tu wtedy wysiądź z tej pędzącej kolejki „po sukces”!

Wysiadłam. Przeżyłam. Co więcej, sprawdzam i doświadczam życia w zupełnie innej rzeczywistości. Poznaję ludzi, którzy podobnie do mnie, nie zamierzają pracować dużo i ciężko bez przerwy, co dnia – coraz więcej wśród moich znajomych jest osób zarabiających pieniądze na swojej pasji, prowadzących biznesy w dziedzinach, o których istnieniu nawet mi się nie śniło. Jako świeża przesiębiorczyni, biorę udział w różnych „networkach przy kawie” – czyli spotkaniach ludzi z własną działalnością, w celu nawiązywania kontaktów i promowania swojej działalności (networking to jedna z podstaw prowadzenia własnego biznesu). Czegóż oni nie robią!! Na czym nie zarabiają! To ogromnie poszerza perspektywę, pobudza kreatywność i odwagę. Czy wyglądają na wypalonych? No nie! Czy sapią, dyszą i narzekają? No nie! Jednym z elementów spotkania jest krótka opowieść o własnym biznesie – i kiedy ich słucham, zachwycam się pasją i energią, z jaką opowiadają o swoim życiu zawodowym. Ile zarabiają? Różnie. To zależy od biznesu, etapu jego rozwoju i branży. Ale jedno nie ulega wątpliwości – zarabiają wystarczająco.

Jakiś tydzień temu na bezpłatnym webinarze usłyszałam, że ciężka praca 7 dni w tygodniu nie jest warunkiem koniecznym do prowadzenia dochodowej działalności. Prowadząca opierała się na własnym doświadczeniu. Każdy taki kolejny przykład pomaga mi przebudować moje przekonania, te, które mnie „zajeżdżają” – na nowe, które mnie wspierają. Każdy kolejny tydzień uczy mnie życia w równowadze. Ale dziś dodatkowo natrafiłam w psalmie 127 na niesamowity fragment, który utwierdził mnie w mojej drodze (wierzę, że Biblia podaje nam Słowo od Boga, które jest prawdą i kreuje rzeczywistość do dziś, jeśli tylko je przyjmiemy):

 

Jeżeli Pan nie zbuduje domu, daremnie się trudzą budujący.

Jeżeli Pan nie strzeże miasta, na próżno czuwają straże.

Daremnie wstajecie przed świtem i skracacie swój odpoczynek; jecie chleb zapracowany ciężko,

A On i we śnie darzy swych umiłowanych.

 

Kto to jest, ten jest Jego „umiłowany”? KAŻDY. Wystarczy tylko (i aż) szukać Go ze szczerego serca, a On pomału, w tempie indywidualnym dla każdego, będzie nas delikatnie i z czułością przemieniać, prowadzić i pomagać. Nie wejdzie z kopniaka wyważając drzwi do twojego życia, bo uznaje twoją wolność – sam ci ją dał – i czeka na zaproszenie, na twoje pragnienie.

 To jest dokładnie to, czego doświadczam. To On dba o moje potrzeby – bez względu na to, jak idzie mój biznes. I mówię tu również o materialnych potrzebach! Choćbym zawalała noce dla pracy, nie mam gwarancji sukcesu. Ale Jego opieka zapewnia mi wszystko, i ufność w to napełnia mnie bezkresnym spokojem. Robię więc swoje dzień za dniem; wstaję o 7.00, bo lubię; zaczynam dzień w ciszy i spokoju, bo to ładuje moje akumulatory; gdy jestem głodna, robię sobie przerwę na spokojny posiłek; gdy skończy mi się woda w szklance, nie zwlekam - tylko idę po kolejną; gdy późno położę się spać, dłużej śpię kolejnego dnia. Mam czas dla tych, których kocham. Zdarza się, że pracuję wieczorem, albo w weekend, lecz dbam o to, by dla równowagi odpocząć i spędzić czas na sprawach prywatnych. Wsłuchuję się w siebie, poznaję siebie i staram się być dla siebie dobra. W efekcie mam cierpliwość i pragnienie, by wsłuchiwać się też w innych, i by traktować ich z miłością.

 

Nie musisz wierzyć w to, co ja. Jeśli jednak czujesz, że Twoje własne życie Cię „zajeżdża”, zachęcam cię do otwarcia się na taką możliwość, że może być inaczej. Aby jednak zapragnąć tego „inaczej”, warto wiedzieć, czego naprawdę chcemy od życia, co jest dla nas ważne, czego obecnie nam brakuje. Spójrz dalej niż na jutro, na kolejny weekend, tydzień czy miesiąc. Tu chodzi o TWOJE ŻYCIE, a nie o plan na kwartał czy rok. Wyobraź sobie, że… niebawem umrzesz… i popatrz na swoje obecne życie z takiej odległości. Co wówczas najbardziej się dla ciebie liczy? Czego żałujesz? Co jest jasne, dobre i budujące z takiej perspektywy?

Idź za tym!

 

Ja idę.

 

 

 

 

 

 

 

 

WYOBRAŹ SOBIE, ŻE... UMIERASZ

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.