Czy zdarza ci się, że coś idzie niezgodnie z oczekiwaniami? Założę się, że codziennie to widzisz! I co wtedy, jak się czujesz?
Kiedyś robiłam wszystko, by mieć sprawy pod kontrolą. Usiłowałam przewidzieć możliwe scenariusze i dobrze się na nie przygotować. Zawsze mieć jakiś plan B. Wyjście awaryjne. Zabezpieczenie.
Aż odkryłam, że to wszystko to bzdura.
Jedną z najcudowniejszych rzeczy, jakich doświadczyłam, było uświadomienie sobie, że nie mam kontroli nad światem. Nad swoją codziennością, nad wydarzeniami mniejszej i większej skali. Nawet nie do końca mam kontrolę nad sobą! Pomyślałam wtedy: skoro tak się dzieje, że nie mogę być pewna nawet tego, czy wypiję poranną kawę (brak prądu, pośpiech, awaria rodzinna, brak kawy w domu) - to jaki sens ma to usilne zaciskanie palców na kierownicy mojej codzienności? To jak próby sterowania osłem, który i tak pójdzie - lub nie pójdzie - jak zechce. Po co od razu osłem - to jak gadanie z moim jamnikiem Fredem! Fred słyszy, co do niego mówię (choć już miałam podejrzenia, że ze starości traci słuch - ale nie, hasło 'jedzenie; wypowiedziane szeptem usłyszy łachudra nawet z innego pokoju!). Słyszy, ale sam decyduje, czy podążyć za moja prośbą, i jeśli tak, to kiedy.
Mój Boże, ile mądrości mi przekazujesz przez naturę wokół mnie!
Zatem z moimi planami bywa, jak z Fredem. Ja coś zamierzam, rozpisuję sobie harmonogram działania na godziny, a co z tego wyjdzie - to się dopiero okaże.
I o ile z Fredem jednak mogę zadziałać siłą lub manipulacją - o tyle nie mam takich mocy wobec mojej codzienności.
Zamykanie się na nieprzewidziane i reagowanie fochem, nerwami, złością - to trochę jak bycie przedszkolakiem w ciele dorosłego. Co ci to da? Co to ulepszy?
Zatem - co nam pozostaje??
Ogromnie wiele: wykorzystanie okazji, jakie dostajemy pod postacią nieprzewidzianych zdarzeń. Wierz mi, ZAWSZE jest to okazja, szansa, a nie strata. Ale by to dostrzec, potrzebujemy się na taką możliwość otworzyć, kiedy sprawy się dzieją nie po naszej myśli. Na automatyczny gniew, irytację czy rozczarowanie - pozwolić sobie przez chwilę, po czym odetchnąć głęboko i zacząć się z otwartością rozglądać, co daje mi ta nowa sytuacja.
Miałam zaplanowany spokojny start w ogrodzie z kawą i modlitwą, śniadanie przy ulubionej książce, spotkanie z klientką, działania w internecie i kolejna dawkę szkoleń kosmetycznych - potem zakupy, pyszny obiad i relaks. Jeden telefon - i wszystko się zmieniło.
Kawę piłam szykując śniadanie dla taty, który niespodziewanie zanocował u nas; z mokrą głową i burczeniem w brzuchu jechałam do Warszawy, by pomóc tacie uporządkować mieszkanie po ekipie fachowców; w upale ocierałam pot zalewający mi oczy, cała umorusana, by następnie towarzyszyć tacie w robieniu zakupów i odmrażaniu lodówki. Parę godzin "wyjęte z życia" - a okazało się najpiękniejszą częścią mojego dnia!
Nic nie zastąpi tego cichego porozumienia, z jakim wspólnie z ojcem działaliśmy tego ranka. On, mimo fatalnego samopoczucia, nieustannie mnie wspierający, i pokazujący mi kawałeczki swojej codzienności. Znajome ekspedientki w sklepie, które zagadywały go o zdrowie z nieudawaną życzliwością; handlarza warzywami, któremu kiedyś tata pomógł, za co do dziś ma za darmo produkty rolne; pyszna, chrupiąca bagietka z chłodnym kefirem na śniadanie, zjedzone na ławce pod lipą w towarzystwie życzliwego sąsiada; i ten uśmiech ulgi na buzi taty, gdy zostawiałam go w czystym mieszkaniu, odlatując do mojej części świata...
Zdawać by się początkowo mogło, że zamiast spaceru po plaży mojej oswojonej codzienności - dostałam kamienistą górską ścieżkę.
I tak było... ale z jakimi widokami w pakiecie!!
To moja rada - zrób z nią, co chcesz:
Nie szarp się ze swoją zmienną rzeczywistością.
Lepiej zrobisz, gdy przyjmiesz ją z otwartymi ramionami, i docenisz, co ci oferuje w zamian... Bo zawsze, zawsze coś wartościowego oferuje.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium